Ryszarda L. Pelc
Złodziej czereśni
Przed blisko piętnastu laty redakcja, z którą wówczas współpracowałam, nadesłała mi książkę w biało-czerwonej okładce. Do książki był dołączony list od pani redaktor wyjaśniający, że Autor zbioru wierszy przyjechał z San Francisco i zamierza osiąść w Chicago. Zjawił się więc u nich w redakcji, zostawił książeczkę i prosił o recenzję i rekomendację tomiku poezji. Recenzję napisałam, bo wiersze wydawały mi się interesujące. Redaktorka opublikowała. Poeta podobno był zadowolony. I byłabym o sprawie zapomniała, gdyby nie to, że potem zaczęłam raz po raz spotykać jego nazwisko w polonijnej prasie. Podczas międzynarodowej konferencji z udziałem laureatów konkursu “World of Poetry” w Waszyngtonie, poznałam amerykańską poetkę z Kalifornii. Mimo natłoku konferencyjnych zajęć dużo rozmawiałyśmy, a ona wiedząc, iż jestem Polką, wspomniała, że zna Polaka - poetę Adama Lizakowskiego, który mieszka w San Francisco i wraz z kolegami wydaje pismo poetyckie. „Interesujący młody człowiek, ciekawy poeta” powiedziała. Wiersz Lizakowskiego przeczytałam też w paryskiej „Kulturze” Jerzego Giedroycia. Pomyślałam wtedy, nie bez pewnej satysfakcji, iż poeta umiał i zdołał się przebić.
* * * Kiedyś napisał o Pieszycach „to miasto umarło we mnie zupełnie nieoczekiwanie (…)”. To jednak złudzenia, bo jak inaczej wytłumaczyć takie wyznanie?
„Czy myślę o Pieszycach? Ależ naturalnie! Jak mógłbym zapomnieć? Wszystko pamiętam dokładnie,(…) Bez wysiłku spaceruję po ulicach, przyjaciół pozdrawiam po imionach“.
Lizakowski mieszka dalej w Chicago ale jeździ do Polski. Do Pieszyc. Dzisiaj jest chlubą tego miasteczka. Na Dolnym Śląsku się urodził i stamtąd wyruszył w wielki świat, który wiernie opisuje w swych wierszach i opowieściach. Nie zapomina skąd wyszedł. A Pieszyce doceniając to uhonorowały go umieszczając jego życiorys na swej „wizytówce” w internecie www.pieszyce.pl Czytam tam „Adam Lizakowski urodził się 24 grudnia 1956. Pieszyczanin z serca i twórczości. Do czasu emigracji z Polski żył, mieszkał i pracował w Pieszycach (…)”.
* * * Lizakowski debiutował w 1980 roku w „Tygodniku Kulturalnym”, tak więc w obozie dla polskich emigrantów w Wiedniu, był być może otoczony nimbem Poety. Ale ani on, ani jego współemigranci z Pieszyc nie przeczuwali, że kiedyś tak miasto go uhonoruje. Lizakowski wyemigrował w 1981 roku i już po dziesięciu latach pobytu na obczyźnie miał w swym dorobku kilka nagród poetyckich, kilka publikacji w anglojęzycznych amerykańskich antologiach, i parę tomików poezji po polsku i angielsku. Naturalnie do dziś ten literacki dorobek został znacznie powiększony . Był założycielem pisma poetyckiego „Dwa końce języka” i grupy poetyckiej „Niezapłacony rent”, wydał (wraz Pawłem Marcinkiewiczem) zbiór 2500 idomów amerykańskich tłumaczonych na polski. Napisał dwie sztuki teatralne, a jego „Zapiski z nad Zatoki San Francisco” pierwotnie czytane w Radio w Chicago i publikowane w „Gwieździe Polarnej“ wydano niedawno w Polsce w formie książkowej. Poeta pracuje też nad przekładami poezji angielskiej w tym młodego amerykańskiego poety polskiego pochodzenia - Adriana Wiśnickiego. Lista jego osiągnięć jest długa.
*** Zbiór poezji „Złodzieje czereśni” Lizakowskiego wydany w 1990 roku ma dla mnie dość szczególne znaczenie. Poeta, który mieszka w Chicago, a przedtem w San Francisco, rwał czereśnie z tych samych drzew, co ja. Było to w okolicach Dzierżoniowa, na Dolnym Śląsku. Czereśniowe drzewa rosnące w Pieszycach, Rościszowie i Podolinie wiosną zakwitały różowo, a potem rodziły wielkie ciemnoczerwone, słodkie owoce. Pamięć o nich trwa. Ja pamiętam smak czereśni. Poeta zapamiętał nie tylko słodycz owocu, ale gorycz kary jaką mu wymierzono za ich kradzież.
“Właściciel sadu czereśniowego p. Michalski obiecał jeśli zjedzą zrabowane czereśnie na miejscu zapomni o całej sprawie.
Słowa jednak nie dotrzymał Zaprowadził do rodziców Którzy przykładnie zbili ich na jego oczach.
Dwanaście lat później Trzech złodziei czereśni stanęło przed bramą obozu W Traiskirchen w Austrii”. ( Złodzieje czereśni)
„Złodzieje czereśni” to krótki, poetycki życiorys poety i części jego emigracyjnego pokolenia. Pierwszym etapem dla uciekinierów do lepszego świata były
“Koszary piechoty Franciszka Józefa Dawniejsza szkoła bohaterskich kadetów nazistowskich Były garnizon bohaterskiej armii czerwonej Obecnie- o ironio ludzka- nadzieja na lepsze życie, Nie szczęśliwsze, ale lepsze- Dla zdrajców swych ojczyzn z Europy wschodniej”.
Bolesna jest ta ironia, zaprawiona goryczą przeżyć i ucieczki, także przed „Michalskimi”, którzy nie dotrzymywali obietnic. Poezja Lizakowskiego jest bliska i wierna realiom życia. Widoczne jest to zarówno w wierszach o życiu emigrantów w Stanach, jak w opisach miejsc dobrze znanych i zapamiętanych z Pieszyc. Tak zapamiętał miasto swej młodości:
„Miasto stanęło obok Wielkiej Sowy (…) Kamionka kanał ścieków (zakładów włókienniczych) Płynie a w nim imperium szczurów (…) Pieszyce miasto robotników i chłopów (…) dwóch kościołów i cmentarzy, 10 tysięcy dusz, 9 barów z piwem, jednego posterunku MO, 8 szkół, 3 przedszkoli, szpitala, Ośrodka zdrowia Jednego banku i parku ( w stylu barokowym) (…) Niedaleko parkowej kaplicy ukrzyżowanym Jezusem (…) Obok jest ławka na niej śpi Stasiu Szczypka Stały lokator zakładów odwykowych i karnych Przyjaciel przyrody i przyjaciel ludzi(…)”. (fragmenty wiersza “Pieszyce miasto”)
Czytelnik poezji Lizakowskiego łatwo odnajduje miejsca swego dzieciństwa i młodości, niezależnie od tego czy to były Pieszyce, czy inne polskie miasteczko. Ciekawe i „swojskie” dla wielu są też relacje z życia i doświadczeń emigracyjnych. Są to doświadczenia uniwersalne. Oto obserwacje poczynione w autobusie:
“Wracałem tym autobusem Przed 12 w nocy (…) Ludzie ci zmęczeni byli harówką W luksusowych hotelach W których wykonywali ją za najmniejsze stawki (zazdrościłem im- byłem bezrobotny). Ostatnie autobusy rozwoziły emigrantów którzy w krajach europy środkowo – wschodniej azji południowo - zachodniej uchodzili za wybrańców Boga, którzy wygrali wielką stawkę w loterii życia (…)”. (z wiersza “Autobus 38 Geary”)
Lizakowski odbył długą drogę z Pieszyc do San Francisco, ale równocześnie te dwa miasta, w jakimś emocjonalnym sensie, są blisko.
„Rym bardzo blisko sam się pcha na usta. I rym i prawda Zależy od tego na którym końcu łóżka siedzę. Lewy przy oknie) widzę czubki drzew w parku Oraz wieże mostu Golden Gate. Prawy przy szafie) mam w niej rzeczy mi bliskie Jestem w Pieszycach. (…) Gdy śpię nogi mam w San Francisco rzeczywistość) a głowę w Pieszycach (sny)”. (Z Pieszyc do San Francisco)
Poeta wyznaj iż nie pisze listów, nie interesuje się kto umarł, kto się urodził, ani kto z kim śpi. Nie interesuje się rodziną. Dlaczego?
“Jestem emigrantem na starą modłę. Cierpię w samotności Nie uskarżam się, czasem ojczyznę nazwę “ukochaną” czasem “dziwką”. Wolę książki niż emigracyjne towarzystwo (…)” łóżko moje to strefa wpływów (…) Dwóch idei, dwóch kontynentów, dwóch kultur, Dwóch religii. Dwóch granic, dwóch cywilizacji, Wody i ziemi, rzeczywistości i snów”.
Nie lubi „emigracyjnego towarzystwa”. Nie lubi, bo spotykał rodaków takich jak ci z „poematu łańcuchowego pt. „Są rodacy”. Otóż są rodacy, opowiada Poeta, pokazujący plecy na dźwięk polskiej mowy, są rodacy o śmiechu hieny - są rodacy, których kultura kłuje w zęby, a na wódkę wydają więcej w jednym miesiącu niż na książkę przez 20 lat, są rodacy, którzy poza robieniem plotek i pieniędzy na nic czasu nie mają... itd. itd. Musieli mu dopiec, nie raz ci rodacy… Lizakowski w swoich wspomnieniach o Miłoszu powiedział iż Noblista nieczęsto bywał w gronie rodaków. „Dziwiłem się. Ale po jakimś okresie, dobrze zrozumiałem dlaczego”. * * * Po śmierci Czesława Miłosza Lizakowski opowiadał o swych spotkaniach z Czesławem Miłoszem, o swej fascynacji Poetą i Jego witalnością, pasją życia. Bywał w domu Poety. Jeszcze w Pieszycach marzył by kiedyś Miłosza spotkać. I losy rzuciły go do Kalifornii gdzie mieszkał Czesław Miłosz. Czy to nie cudowne wprost zrządzenie losu, chciałoby się zapytać? Miłosz był jednym z tych, którzy udzielali Lizakowskiemu rekomendacji, zachęcali do pisania, docenili walory jego twórczości, wspierali w ciężkich chwilach. * * * W wywiadzie zamieszczonym w „Dzienniku Związkowym” Lizakowski mówi o swych planach twórczych i o częstych podróżach do Polski . Wspomina też o planach założenia w Polsce „jakiegoś biznesu”. Odbywa tym razem podróże z Chicago do Pieszyc. Czy w nowej rzeczywistości Lizakowski jest ciągle poetą emigracyjnym czy też poetą polskim mieszkającym w Chicago ? Z pewnością nęci go wspomnienie kwitnących czereśniowych drzew, ale jakże odjechać na zawsze stąd, gdzie tyle zdobyło się doświadczeń i wiedzy świecie, o życiu?
„Piękne są zielone oczy Ameryki jak las, nie jeden w nim zabłądził wołał o pomoc z głodu umarł.
Piękne są zielone oczy Ameryki jak dwa banknoty dolarowe nie jedne wyciągnął ręce po nie sparzył się śmiertelnie”.
Ameryka fascynuje Lizakowskiego. Wyznaje:
“nie mogłem się oprzeć pokusie Powtórnych narodzin lecz nie jestem pewien czy moje pierwsze ja umarło a może nie musi umierać wystarczy, że przemieni się w drugie Ja wczoraj emigrant dzisiaj obywatel ameryki (…)”
W 1990 roku poeta pisze o podróży do Polski, do Europy.
“Jak przyjmą po latach?” zastanawia się. “Prośba aby powitania były krótkie, Mało pytań, jak najmniej pytań (…) Jesteś zdobywcą nowego, Czy możesz przy obcych Ci ludziach wzruszać się (…) łzy pokażą słabość, Pomyślą że tam jest ci źle, A ty tego nie chcesz. (…) jesteś od nich o kilka wzruszeń bogatszy , nie bój się podróży do Europy” dodaje sobie odwagi Poeta „dwu kontynentów”, niegdyś złodziej, czereśni w pieszyckich sadach.
Raz jeszcze posłuchajmy zwierzeń Poety zawartych w wierszu „O dojrzewaniu” zamieszczonym w witrynie miasta Pieszyc. I sami sobie też spróbujmy odpowiedzieć na to pytanie postawione przez poetę samemu sobie. Co zmieniło nasze życie?
“Zmieniło się moje życie dojrzałem, ile w tym zasługi słońca, wina, kobiet, miast, Pieszyc. Wiednia, San Francisco, Chicago, wielkiej Ameryki, a ile samego życia”.
W artykule cytowane są wiersze Adama Lizakowskiego, pochodzące ze zbioru: Złodzieje Czereśni. Wiersze i Poematy, wyd. Artex Publishing., Inc, Stevens Point, Wisconsin 1990 |