|
|
Wiedeń 2006
Pił z kolegami przez trzy dni zanim zgasił światło, oddał klucz do mieszkania bratu, powiedział tylko: "jadę do Wiednia, nie wiem, kiedy wrócę, uważaj na siebie, nie pij tyle, opiekuj się grobami rodziców, od czasu do czasu zapal świecę ode mnie".
Wiedeń 1981r. był miastem - czyśćcem dla tych co nie zostali potępieni, ale na zbawienie nie zasłużyli, czyściec pomiędzy Wschodem a Zachodem, mur ognia przez który przechodzili przyszli emigranci, w nim rozdawano klucze do przygody, poniewierki lub salonów, do raju Ameryki.
Wiedeń królestwo pokuty i cierpień jednocześnie nadziei i radości, królestwo ducha wyzwolonego, w nim nastąpiła jawna krytyka współczesności, rozprawa z sentymentem i melancholią, powrót do prawdziwych ludzkich uczuć, wykorzystanie rozumu, królestwo barw i dźwięków, w którym należało zapomnieć jak najszybciej o jałowości życia, grozie i strachu, szarości. Tak myślał ćwierć wieku temu deszczową jesienią.
Kilka dni temu przejeżdżał przez miasto, /już nie czyściec/, nie jako biedny emigrant, przestraszony i zagubiony, ale wciąż z głową pełną snów, on obywatel świata z amerykańskim paszportem, jadący do Włoch nie po pracę, na poniewierkę, ale do muzeów, dla krajobrazów, kultury i sztuki, na wakacje.
|
|
|