O RYCERZACH ROZBÓJNIKACH Z ZAMECZNEJ GÓRY k. ROŚCISZOWA
Za Pieszycami, obok wzgórza zwanego Olbrachtówką, zaczyna się Dolina Rościszowska, a po jej lewej stronie wznosi się pokryta lasem Góra Zameczna i Grodzisko. Przed Zameczną Górą znajdują się ruiny starego zamczyska, niegdyś obwiedzionego potrójnym obwałowaniem. Ślady tego zamczyska jeszcze dziś można rozpoznać. Bardzo dawno temu rycerze-rozbójnicy, zwani także raubriterami, mieli tu swe murowane gniazdo. Napadali oni na przejezdnych kupców i niemiłosiernie gnębili okoliczną ludność.
fot. Adam Nieroda
Pewnego razu raubritterzy wtargnęli do chaty w Rościszowie, gdzie odbywała się uczta weselna. Strojni byli w rycerskie szaty, a dla niepoznaki nosili na głowach kaptury. Upatrzyli tam sobie pannę młodą, która uchodziła za najpiękniejszą dziewczynę we wsi. Pod jakimś pozorem wywabili ją z chaty i porwali na Zameczną Górę. Widziała to dziewka służebna, która, pokonując strach, postanowiła pójść w siad za rozbójnikami. Wewnątrz zamku usłyszała płacz, jęki i błagania o litość oraz rubaszny rechot bezecników. Zauważyła też ślubny wianek na głowie panny młodej, ciśnięty gdzieś na przypiecku. Zabrała go i szybko pospieszyła do wsi z powrotem. Weselnicy otoczyli ją tłumnie. "Spokojnie, spokojnie, o nic mnie nie pytajcie," rzekła po czym opowiedziała o wszystkim, co widziała na zamku.
Wieśniacy zebrali się i zbrojni w cepy, widły i siekiery jeszcze tej samej nocy uderzyli na gniazdo zbójeckie i uwolnili pannę młodą. Zamek został splądrowany i zburzony i tylko gruzy wskazywały miejsce, gdzie kiedyś stał. fot. Adam Nieroda
Opowiadano we wsi, że w zrujnowanych piwnicach i lochach ukryte są niezmierzone skarby, nagromadzone przez rozbójników. Skarbów strzeże duch zamczyska, oczekujący na wybawienie. Ale jakoś nikt nie kwapił się, by uwolnić ducha od zaklęcia.
Aż raz chłop z Rościszowa, zwany "Długi Graner", zdobył się na odwagę i głęboką nocą wybrał się na zalesione zbocze Góry Zamecznej. Nagle drgnął. Usłyszał narastający szum drzew. Drzewa zaczęły giąć się do samej ziemi, a kępy traw kołysały się gwałtownie to w jedną, to w drugą stronę, zupełnie jak przed nadejściem wielkiej burzy. Nagle zapanowała cisza. Drzewa i trawy znieruchomiały, a Długi Graner ujrzał dziewicę przecudnej urody. Było to tak niespodziewane i zagadkowe, że Graner ze strachu począł się trząść jak osika, i nim zjawa zdążyła przemówić, wziął nogi za pas i czmychnął.
Minęło wiele lat. Powoli zacierała się pamięć o duchu strzegącym rozbójniczych skarbów.
Wybrał się raz na Zameczną Górę chłopak wiejski, wypatrując ptasich gniazd. Nagle stanął przed nim duch zamczyska. Chłopiec wcale się nie przestraszył i nie przerwał poszukiwań. Wtedy duch wyciągnął ramiona i odezwał się błagalnym głosem:
- Ulituj się, młodzieńcze, nade mną i wybaw mnie od zaklęcia. Niczego się nie obawiaj, nic złego przytrafić ci się nie może, nawet wtedy, gdy ujrzysz wielkiego węża z pękiem kluczy w paszczy. Choćby wił się u twoich stóp, nie bój się! Kopnij nogą klucze, a wtedy zostanę wybawiony z udręki, ty zaś staniesz się panem zamczyska i wszystkich skarbów w nim ukrytych.
Duch zniknął. Młodzieńcowi wydało się, że to wszystko, czego był świadkiem, było jedynie przywidzeniem, gdy wtem usłyszał trzask, szum i okropne syczenie. W potwornych skrętach zbliżał się olbrzymi wąż z pękiem kluczy w paszczy, pobrzękującym przy każdym ruchu. Widok ten byt ponad siły młodego człowieka. Odwaga i przytomność umysłu opuściły go i rzucił się do ucieczki. Wówczas wąż znikł i znów ukazał się duch zamczyska.
Biadając i narzekając skarżył się, że teraz przez wiele, wiele lat będzie musiał czekać na swe wybawienie, aż dziecko wykołysane w kolebce zrobionej z drzewa, które rośnie na gruzach zamczyska, wydorośleje i stawszy się dojrzałym mężem przyczyni się do zdjęcia klątwy i wybawienia nieszczęśnika z udręki.
fot. Adam Nieroda
|