|
ROZMOWA Z MICHAŁEM DOBROWOLSKIM |
|
Liczą się tylko umiejętności...
Znamy już plany Marcina i Michała Dobrowolskich na sezon 2005. W samochodzie Peugeot 206 XS będą rywalizowali o ostateczny triumf w klasyfikacji generalnej Pucharu Peugeota. Oprócz tego wystartują w dwóch rajdach u naszych południowych sąsiadów - Czechów i w jednym w Bułgarii.
O początkach, treningach, planach i nie tylko rozmawia Sławomir Szel.
Skąd wzięło się Wasze zainteresowanie rajdami samochodowymi? Z motoryzacją mieliśmy kontakt od dzieciństwa. Nasz tato chciał, abyśmy zajmowali się właśnie czymś takim. Kiedy Marcin miał 12 lat, a ja 9, już na zmianę jeździliśmy gokartem na terenie starego Polmozbytu. Po dwóch latach Marcin zaczął się bardziej tym interesować i zapisał się do sekcji w Technikum Samochodowym we Wrocławiu. Tutaj przyszły pierwsze starty w Mistrzostwach Polski. W tym momencie ja odstawiłem gokarty na bok, a zająłem się ściganiem na motorach.
To jednak dwie rozbieżne drogi - jak doszło do tego, że razem wsiedliście do samochodu rajdowego? Po dwóch-trzech latach Marcin zrobił prawo jazdy i zaczęło się rajdowanie. Tato kupił nam zwykłego “malucha”, którego musieliśmy odpowiednio przygotować. Wstawiliśmy klatkę, “kubły” i ruszyliśmy na “podbój” rajdów popularnych. Nie mieliśmy wtedy pojęcia o technice samochodowej, silniku, wadze auta. Na początku było bardzo ciężko.
Często wspominasz osobę swojego taty. Czy to znaczy, że kontynuujecie jakąś tradycję rodzinną? Nie, żadnej tradycji rodzinnej nie było. Tato [Stanisław Dobrowolski - przyp. autora] jest właścicielem firmy transportowej, stąd od zawsze interesowała go technika. Nie zwracał nigdy uwagi na samą jazdę, dlatego też rzadko widać jego osobę na trasie odcinka specjalnego. Bardziej interesuje go serwis i sprawy związane bezpośrednio z nim związane.
Kiedy wystartowaliście do Waszego pierwszego rajdu w Mistrzostwach Polski? Jeżdżąc w popularkach Fiatem 126p ja, jako pilot, nie musiałem mieć prawa jazdy. Wkrótce potem brat chciał iść strasznie szybko dalej i kupił Fiata Seicento, a w eliminacjach drugoligowych - Pucharze PZMotu - i później, już w prawdziwych rajdach, także pilot musiał mieć prawo jazdy. Było to jednym z warunków zdobycia licencji. Znów byłem zmuszony odstawić rajdy - zająłem się swoimi motocyklami, a Marcin znalazł nowego pilota - Krzysztofa Śliżewskiego i z nim rozpoczął starty w Mistrzostwach Polski. W tym czasie postanowiłem “nadrobić straty” - zrobiłem prawo jazdy, przeszedłem kurs u słynnego polskiego pilota - Jarka Barana i usiadłem na prawym fotelu rajdówki. Pierwszy wspólny rajd pojechaliśmy Seicentem - było to w trakcie pierwszego pełnego sezonu Marcina w Mistrzostwach Polski, czyli 2001, a ja wystartowałem z Nim po półmetku tego cyklu - w Rajdzie Karkonoskim.
Jak wyglądały pierwsze starty? - czy roczne doświadczenie Marcina ułatwiło Ci wejście do rajdowego świata? Początki jak zwykle były niesamowicie trudne. Na naszym terenie brakuje mechaników i innych załóg rajdowych. Zagłębiem rajdowym jest Śląsk - Kraków, Katowice, Rybnik - tam dzieje się dużo więcej. My zawsze byliśmy rok za pozostałymi zawodnikami. Nie potrafiliśmy sami przygotować dobrze samochodu, wiele rzeczy robiliśmy w nim na wyczucie, “bo dlaczego ma się coś zepsuć, skoro jest nowe”, a jednak w czasie rajdu zawodziło. Nieuniknione było nawiązanie współpracy ze Śląskiem, która trwa nadal.
Na czym ta “współpraca ze Śląskiem” obecnie polega? Na przygotowaniu Peugeota do rajdów. Po dwóch latach startów “pucharówką” naszym autem przed sezonem profesjonalnie zajął się Piotr Adamus - właściciel warsztatu, który zajmuje się przygotowywaniem właśnie tych pojazdów do rajdów i jednocześnie jeden z najlepszych zawodników w całej stawce Rajdowego Pucharu Peugeota. Nasi mechanicy przeszli krótki kurs i teraz robimy to sami, ale nadal utrzymujemy stały kontakt ze Śląskiem. Samochód, którym obecnie starujemy przywieźliśmy z Francji, gdzie został profesjonalnie przygotowany.
Powiedziałeś “nasi mechanicy” - ilu ich jest i jak się spisują? Mamy stałych czterech mechaników, którzy w tym sezonie przekroczyli swoje wszelkie bariery. Osiągnęli poziom, który jest bardzo ważny w Pucharze Peugeota - w ciągu 20 minut są w stanie wymienić skrzynię biegów wraz ze sprzęgłem. To naprawdę kawał ciężkiej pracy.
Jak wygląda rywalizacja w Pucharze Peugeota? Czy każdy z tych samochodów ma inne parametry? Każda “pucharówka” jest niemal identyczna. Każde auto jest plombowane przed rajdem, dopuszczalne są tylko dwa rodzaje opon - na deszcz i na suchy asfalt - także tutaj liczą się tylko umiejętności zawodników. Rywalizacja jest bardzo zacięta.
Wróćmy do Waszego wypadku na Rajdzie Polski - co takiego się wydarzyło, że doszło do tak poważnego “dzwonu”? Zeszłoroczny sezon był już naszym trzecim z rzędu w Pucharze Peugeota. Dwa pierwsze lata to była nauka samochodu - wielu rajdów nie ukończyliśmy z powodu awarii sprzętu. Ubiegłą zimę poświęciliśmy na treningi, zajęliśmy się przełamywaniem barier szybkości. Kupiliśmy nowy samochód od Julii Urbaniak, która wystartowała tym modelem tylko trzy razy, więc samochód nie był zniszczony. Pojazd trafił do Adamusa, który zrobił z niego “cukierek”. Najbardziej zadowolony z tego był tato. Nasza praca zaowocowała 4 miejscem w Elmocie, ale nadal czuliśmy niedosyt. Na kolejnej imprezie - Rajdzie Polski, pierwszy oes ukończyliśmy 0,2 sekundy za Polońskim. Postanowiliśmy go “dojść” i drugi oes jechaliśmy “pełnym ogniem”. Słynna Spalona jednak nas powstrzymała. Przez 7 kilometrów odcinka jechaliśmy bardzo szybko, w niektórych momentach czułem, ze nawet za szybko. Na czwórkowej partii “lewy - prawy” Marcin wpadł w jakiś trans. Przed jednym z tych zakrętów padło hasło: “uwaga zacisk!” i… nie wyszło. Byliśmy strasznie “najarani”, fajnie nam się jechało, ale trochę za szybko. Zamiast zdjąć nogę z gazu na czwartym biegu, weszła piątka. Wypadliśmy z trasy przy prędkości około 180 km/h - postawiło nas bokiem, jedno drzewo, drugie i zatrzymaliśmy się.
Odnieśliście jakieś obrażenia? Na całe szczęście nie. Ja byłem w szoku, Marcin zemdlał. Przeszliśmy “kurację” u psychologa. Doznaliśmy ogólnych potłuczeń i uraz raczej psychiczny niż fizyczny, co odbiło się na kolejnych eliminacjach MP. Aby jeździć jak najwięcej i przełamać strach wybraliśmy się także na Rajd Barum i Rajd Przybram. Strach minął dopiero na ostatniej eliminacji MP - Rajdzie Warszawskim.
Jakie macie założenia i plany na sezon 2005? Z pewnością pojedziemy cały cykl Mistrzostw Polski, dwie eliminacje Mistrzostw Czech i jeden rajd asfaltowy w Bułgarii. W sezonie 2006 będziemy chcieli przejechać całe MP i jednocześnie cały cykl Mistrzostw Czech - takie plany były już na ten rok, ale niestety nie pozwolił na to budżet. Mieliśmy zrobić przesiadkę do mocniejszego samochodu - Citroena C2, którego puchar rozgrywany jest na trasach Czech. Używając tego samochodu w sezonie 2006 chcemy startować w Pucharze Citroena C2 w Czechach i w klasie A6 w Polsce.
Jak wiadomo “trening czyni mistrza” - trenujecie regularnie? Tak - staramy się jeździć jak najwięcej, szczególnie w zimie. Teraz auto jest przygotowane w specyfikacji na śnieg i jak tylko aura pozwoli, potrzebne jest nam pół godziny na spakowanie całego sprzętu i wyjazd w góry na trening. Poza tym mamy taki swój odcinek testowy - były odcinek Rajdu Polski o nazwie Sady - Tąpadła pod Sobótką, na którym jakieś dwa tygodnie przed każdym rajdem trenujemy, sprawdzamy sprzęt. Wykorzystujemy także inne imprezy motorowe, jak chociażby Sudecki Wyścig Górski w Rościszowie.
Jaka była największa wpadka Michała Dobrowolskiego? Na jednym z pierwszych rajdów Seicentem za późno podyktowałem Marcinowi kolejny zakręt - na szczęście obeszło się bez wypadku, choć rów był blisko. Gdzieś na chwilę się “zawiesiłem”, zawahałem i ocknąłem się dopiero w połowie zakrętu. Jak dotąd nigdy nie wyprowadziłem Marcina w “pole”.
Największy sukces Waszej załogi? Takim małym sukcesem na pewno był sezon 2001, kiedy jeżdżąc Seicentem wywalczyliśmy tytuł II-wicemistrza Polski w klasie N1. A poza tym cały ubiegły rok - dobre miejsce na Elmocie, złapanie kontaktu z pucharową czołówką i ostatni Rajd Warszawski - w drugi dzień imprezy na sześć odcinków specjalnych wygraliśmy cztery. Niestety sezon się skończył i nie mogliśmy kontynuować tej dobrej passy, ale mamy nadzieję, że nie opuści nas i w tym sezonie. Myślę, że sukcesy przyszły w odpowiednim momencie.
Największa porażka? Rajd Kormoran - tuż po “dzwonie” na Polskim. Jechaliśmy “zieloni” - cały czas zajmowaliśmy ostatnie miejsca - 16, 17 pozycje w pucharze, a mi wydawało się, że pędzimy jak na złamanie karku. Straszne wspomnienia.
Jak oceniacie swoich konkurentów z Pucharu Peugeota? Szanse na ostateczne zwycięstwo są duże, ale potrzeba nam też dużo szczęścia. Każdy ma identyczny samochód, więc liczą się umiejętności i przełamanie właśnie barier szybkości. Strategią jest dojeżdżać do mety każdego rajdu - to najważniejsze. Nie ukrywam, że chcemy powalczyć o pierwsze miejsce w tym sezonie, ale stawka jest mocna.
Czym bracia Dobrowolscy zajmują się na co dzień? Marcin skończył studia - Politechnikę, Wydział Mechaniczny i obronił tytuł magistra, po czym podjął pracę w rodzinnej firmie, a ja jestem na trzecim roku Zarządzania i Marketingu we Wrocławiu. Nasz tato stawia naukę na pierwszym miejscu i w razie moich czy brata problemów w szkole byłby w stanie powiedzieć: “Marcin/Michał, nie jedziecie na rajd”.
Rajdowy idol? Marcina idolem jest Martin, a moim Loeb. Zawsze przed sezonem zakładam się z bratem o skrzynkę piwa kto będzie lepszy. W 2004 roku ja wygrałem. Natomiast naszym polskim wzorem był Janusz Kulig - kierowca jeżdżący bardzo czysto i nie ulegający emocjom.
Rajdowe marzenia? Nie ma co marzyć o Mistrzostwach Świata, bo to zbyt odległe, ale obecnie największym naszym marzeniem jest zdobyć Puchar Peugeota 206 i przejechać się samochodem Super 1600.
Dziękuję za rozmowę i życzę realizacji planów i marzeń.
Rozmawiał Sławomir Szel |