XXX Marcjanna wśród jesieni opatrująca chore wiatry pośród bezsennej nocy paląc 25 papierosa jak również 32 gdy świt rani powieki gdy mały ptaszek ćwierka jej imię gdy fotografia parzy oczy gdy filozofia jest zgniłą literą gdy słowa wymykają się chyłkiem i nie chcą powrócić w zapachu kawy i tymianku w smudze błękitnej mgiełki w tym czym mogłem być a nigdy nie byłem na tej brudnej ulicy pod zawsze obcym niebem ślepy bardziej niż kret na emeryturze
nie chcę cię dzielić z nikim nie chcę cię zapomnieć